25 lat dyrektorowania – przemyślenia Dyrektora z okazji 25-lecia BSM

„Siedzę” na krześle dyrektora Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego już 25 lat, od momentu powstania naszego Stowarzyszenia. Spróbuję opisać, na czym polegała moja służba, która nie sprowadzała się tylko do biurka i komputera. Podzielę się też moimi refleksjami odnośnie przeszłości i przyszłości BSM.

Początki BSM

Na początku lat 90. XX wieku zaczęła się rodzić w polskich kościołach świadomość misyjna. Nadszedł czas, aby nasze społeczności wierzących zaangażowały się w działania poza granicami Polski i wysyłały swoich misjonarzy. Wyłoniły się dwie grupy inicjacyjne. Jedna była związana z Biblijnym Seminarium Teologicznym we Wrocławiu i miała wizję pracy w byłym Związku Radzieckim. Druga grupa, której w pewnym sensie byłem inicjatorem, dążyła do współpracy z Misją Tłumaczy Biblii im. Wycliffe’a. Chciała, aby Polacy zaangażowali się w służby związane z tłumaczeniem Biblii dla grup etnicznych, które jeszcze nie miały do niej dostępu i organizowaniem dla nich podstawowej edukacji, w celu uzdolnienia ludzi w tych plemionach do korzystania z przetłumaczonego dla nich Słowa Bożego. Działając w pojedynkę nie byliśmy w stanie stworzyć organizacji misyjnych, jako że przepisy państwowe mówiły, że aby zarejestrować  stowarzyszenie, grupa członkowska musi liczyć co najmniej 15 osób. Ich było za mało, nas było za mało, ale łącząc siły, było nas dosyć. Na spotkanie założycielskie, które odbyło się w czerwcu 1995 roku w siedzibie Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Akademickiego w Katowicach, przyjechało około 20 osób. Zatwierdzono wcześniej opracowany Statut BSM, a mnie wybrano na przedstawiciela, który ma reprezentować Stowarzyszenie w procesie rejestracji w Sądzie Wojewódzkim właściwym dla siedziby Stowarzyszenia. Jako że na siedzibę wybrano miasto Ustroń, rejestrację trzeba było przeprowadzić w Bielsku Białej, które wtedy było miastem wojewódzkim. Po zarejestrowaniu Stowarzyszenia, ponownie trzeba było zwołać spotkanie członków założycieli, wybrać Zarząd i zarejestrować go. Powierzono mi dwie funkcje: Prezesa Zarządu i dyrektora Biblijnego Stowarzyszenia Misyjnego. Rolę Prezesa pełniłem przez pełne 6 kadencji, to jest 24 lata. Dopiero na Walnym Zgromadzeniu członków BSM w 2019 roku wybrano nowego Prezesa, którym jest Tadeusz Recman, a któremu jestem bardzo wdzięczny za przejęcie tej odpowiedzialności. Obecnie jestem jeszcze dyrektorem i w tej roli, jeśli Pan pozwoli, „dojadę” chyba do emerytury, na którą mogę/powinienem przejść wiosną 2021 roku.

Przygotowanie Statutu

Statut BSM opracowaliśmy w oparciu o tego rodzaju dokumenty stowarzyszeń chrześcijańskich, które już wtedy były zarejestrowane. Skorzystaliśmy ze Statutów Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Akademickiego i Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Nauczycieli. Statut nasz był później kilka razy zmieniany, aby dostosować go do wymagań prawnych, jak również, aby móc podejmować inicjatywy, które nie były ujęte wcześniej, jak choćby organizacja pomocy humanitarnej dla grup etnicznych żyjących w wielkiej biedzie. Dodanie tego  punktu było konieczne ze względu na pracę wśród Romów na Ukrainie i na Słowacji.

Przygotowanie materiałów – czasopismo IDŹCIE

Kiedy BSM zostało oficjalnie zarejestrowane, zajęliśmy się opracowaniem materiałów promocyjnych. Oprócz kilku ulotek, które wtedy przygotowaliśmy, głównym narzędziem w promowaniu misji i informowaniu wzrastającego grona osób zainteresowanych wspieraniem pracy misyjnej, stał się kwartalnik IDŹCIE, który redagowała przez wszystkie te lata moja żona Asia. Zbierała materiały, redagowała, przesyłała do korekty językowej – tutaj szczególne podziękowania dla Marzenki Brózdy, Ani Lutze i Gosi Kuncewicz. W robieniu składu komputerowego pomagał najpierw członek Zarządu Edward Cieślar, a potem, przez wiele lat, Adam Wania. Za wszystkie te osoby, a w szczególności za moją żonę, która oprócz pracy nad IDŹCIE, przez wszystkie te lata niosła ze mną ‘brzemiona BSM’, jestem Bogu niezmiernie wdzięczny.

Strona internetowa

Kiedy rozpoczynaliśmy działania misyjne w latach 90., nie było jeszcze  maili, nie było stron internetowych, nie było telefonów komórkowych. Łączność utrzymywało się za pomocą tradycyjnej poczty bądź telefonów stacjonarnych. Kiedy jednak w/w technologie stały się dostępne, szybko nauczyliśmy się nowych metod komunikacji. Do kontaktu z misjonarzami i innymi organizacjami misyjnymi zaczęliśmy używać poczty e-mailowej, a później również telefonii komórkowej. Stworzyliśmy stronę internetową, w redagowaniu której pomagali nam Ala Martynek, Edek Cieślar, a ostatnio – od wielu lat – Piotrek Soluch i Paweł Fober.

Odwiedziny w zborach

Ważnym elementem mojej służby były odwiedziny w zborach, podczas których mogłem przedstawiać potrzeby związane z przekładem Biblii oraz alfabetyzacją. W tym celu przygotowałem prezentację, która obejmowała takie punkty jak:

·         biblijne podstawy pracy misyjnej,

·         potrzeby tłumaczeniowe w świecie,

·         rola alfabetyzacji i edukacji w uzdalnianiu ludzi do kontaktu ze Słowem Bożym,

·         przełamywanie barier oddzielających ludzi od Słowa Bożego,

·         możliwości zaangażowania się Polaków do pracy misyjnej,

·         rola kościoła w wysyłaniu i wspieraniu misjonarzy.

·         kwalifikacje misjonarza – Jak zostać misjonarzem?

W miarę upływu lat moja prezentacja się zmieniała. Zaczęła obejmować reportaże z pól misyjnych oraz świadectwa przemienionego, w rezultacie działania polskich misjonarzy, życia ludzi.

Rekrutacja

Zanim ktokolwiek wyjedzie na misję, musi przejść proces rekrutacji, zgodny z procedurami ustanowionymi na poziomie międzynarodowym. Przede wszystkim musi to być osoba narodzona na nowo, zaangażowana w służbę dla Boga, uważająca Biblię za ostateczny autorytet w sprawach wiary i moralności, członek lokalnego zboru. Ponadto wymagane były rekomendacje ze strony pastora i starszych zboru, potwierdzające, że jej życie jest zgodne z ewangelią. Przed taką osobą była jeszcze daleka droga i wiele szkoleń, jak nauka języka angielskiego, ukończenie Szkoły Biblijnej i ukończenie kursów specjalistycznych związanych z tłumaczeniem Biblii albo alfabetyzacją.

Pomoc w szkoleniach, stypendiach

Niektóre z tych szkoleń można było odbyć tylko za granicą, w krajach anglojęzycznych. Dlatego pomagaliśmy kandydatom w wyjazdach do ośrodków misyjnych w Anglii, gdzie mogli nabrać biegłości w znajomości angielskiego. Pomagaliśmy im też w uzyskaniu stypendiów, aby mogli studiować w Szkołach Biblijnych i robić kursy językoznawcze. Nie wszyscy, których w ten sposób wspieraliśmy, wyjechali na misję. Niektórzy, podczas pobytu ośrodkach misyjnych, poznali inne aspekty tej pracy i związali się z innymi organizacjami misyjnymi. Były też osoby, które ze względu na niewłaściwe postępowanie, musiały przerwać przygotowania. Dla mnie były to najtrudniejsze momenty w mojej służbie jako dyrektora – powiedzieć NIE osobom, które, będąc dobrymi fachowcami w sferze lingwistycznej, swoim postępowaniem zaprzeczały ewangelii, którą miały nieść do innych narodów.

Pomoc w pozyskiwaniu wsparcia

Każdy misjonarz, zanim wyjedzie na misję, musi otoczyć się grupą osób a nawet kościołów, które chciałyby go długoterminowo wspierać w jego działaniach. Kandydaci na misjonarzy odwiedzali zbory, pisali do swoich przyjaciół i znajomych, prosząc o wsparcie w pracy misyjnej. Moim zadaniem było zachęcać ich do takich działań, udzielać rekomendacji, a czasem zabiegać o wsparcie dla nich i dla projektów misyjnych  realizowanych przez BSM.

Mobilizacja kościołów i wierzących

Czasy komunistyczne ukształtowały w wielu wierzących postawy obronne i zachowawcze, którym  brakowało inicjatyw ewangelizacyjnych czy misyjnych. Przemiany, jakie nastały po 1989 roku, wyzwoliły inicjatywy ewangelizacyjne skierowane do różnych grup społecznych w kraju. Nadal jednak brakowało aktywności misyjnych, czyli wychodzenia z ewangelią do innych krajów. Wielu ludzi w kościołach uważało, że jesteśmy słabi i biedni, dlatego to my potrzebujemy pomocy, zwłaszcza finansowej, od kościołów zachodnich. Ta pomoc nadeszła, choć czasem wraz z dziwnymi naukami, które powodowały napięcia i rozłamy w zborach. W tych nowych uwarunkowaniach trudno było przekonać kościoły, że Polacy także powinni brać udział w działaniach misyjnych. Minęły prawie trzy dekady, odkąd zaczęliśmy zachęcać wierzących do zaangażowania w pracę misyjną i wiele przez ten czas się zmieniło. Wyrosło nowe pokolenie, nie obciążone ograniczeniami z czasów komunistycznych, przedsiębiorcze i odważne. Wiele kościołów ma obecnie własne programy misyjne. Powstały inne organizacje, których celem również jest mobilizowanie zborów do pracy misyjnej.

Praca misyjna jest nie tylko sprawą osób, które gotowe są wyjechać poza granice swojego kraju. Misja to również sprawa kościołów, które decydują się wspierać misjonarzy i projekty misyjne. Oczekujemy od misjonarzy wierności w wypełnianiu służby, ale czy sami jesteśmy wierni w długoterminowym ich wspieraniu i to nie tylko wtedy, kiedy dochodzą nas wiadomości powszechnie uważane za sukces misyjny, ale również wtedy, gdy misjonarze przechodzą trudności, doświadczają krzywdy i braku zrozumienia ze strony ludzi, którym służą?

Wyjazdy i konferencje

Częścią mojej służby jako dyrektora był udział w międzynarodowych konferencjach organizacji misyjnych zrzeszonych w Międzynarodowej Misji Tłumaczy Biblii im. Wycliffe’a, która w ostateczności przyjęła nazwę Wycliffe Global Alliance. Konferencje odbywały się na różnych poziomach (europejskie i ogólnoświatowe) i dotyczyły różnych tematów. Najczęściej wyjeżdżałem do centrum misji Wycliffe’a w Niemczech, czasem cztery razy w roku. Konferencje światowe odbywały się najpierw co trzy, a potem co cztery lata. Mile wspominam wyjazdy do USA, Tajlandii czy Singapuru. Zgromadzenia te były okazją do poznania dyrektorów misji z różnych krajów świata. Dzięki takim spotkaniom rozpoczęliśmy służbę BSM w Etiopii, dokąd wyjechała Iza Karpienia, która zaangażowała się w pracę alfabetyzacyjną wśród kilku grup etnicznych w południowej części tego kraju. Z jej inicjatywy zaczęliśmy wspierać miejscowych etiopskich misjonarzy, zaangażowanych w tłumaczenie Biblii na lokalne języki.

Praca wśród Romów

W roku 2000 zwróciła się do nas grupa braci z Czech o pomoc w dostarczeniu Biblii dla Romów na Ukrainie. Biblie miały być po węgiersku, gdyż to jest język, jakim posługuje większość Romów w tamtym rejonie. Pojechałem wtedy z Pawłem Brózdą do Mukaczewa, aby poznać warunki życia tych ludzi. Paweł zabrał ze sobą kamerę. Takiej biedy nigdy w życiu nie widzieliśmy. Kiedy potem pokazywałem w zborach film zrobiony przez Pawła, ludzie spontanicznie organizowali zbiórki pieniędzy, które mieliśmy im przekazać, gdy następnym razem pojedziemy na Ukrainę. Następnego razu miało nie być. Planowaliśmy dostarczyć Biblie i na tym nasza rola miała się skończyć. Jednak Pan Bóg chciał inaczej. Otworzył nasze oczy na potrzeby, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia, a których teraz już nie mogliśmy zignorować. Najpierw zaangażowaliśmy się w organizację edukacji dla dzieci romskich. Większość z nich nie chodziła do szkoły. W wioskach, gdzie powstały już lokalne zbory romskie, co było efektem pracy Kościoła Żywego Boga z Mukaczewa, rodzice wyrażali pragnienie, aby ich dzieci uczyły się czytać i pisać. Chcieli aby mogły czytać Biblię, bo jeśli Biblia ich nie zmieni, to nic innego nie jest w stanie tego zrobić. Ci Romowie mieli świadomość, że mentalność ich następnego pokolenia może być zmieniona tylko przez Słowo Boże. Nie wystarczyło wybudować szkoły czy zaadaptować na nie istniejące już Domy Modlitwy. Aby uzdolnić dzieci do chodzenia na lekcje trzeba je było ubrać, dać im buty, nakarmić, czasem dostarczyć lekarstwa, ale przede wszystkim dać im dostęp do zdrowej wody, używając tego określenia zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Romowie potrzebowali dostępu do zdrowej wody. Wielu z nich cierpiało z powodu chorób przewodu pokarmowego wywołanych piciem skażonej wody.

Z kolei ich życie było pełne grzechu i krzywd, gdyż nie mieli dostępu do zdrowej wody duchowej, do ewangelii o Jezusie Chrystusie, która darzy życiem. Życie wielu Romów uległo niesamowitej przemianie. Ich typowe świadectwa nawrócenia były takie: „Kradłem, piłem, żonę zdradzałem i biłem, dzieci biłem …. Ale kiedy oddałem swoje życie Jezusowi, chcę pracować uczciwie i okazać mojej żonie i moim dzieciom miłość, której nigdy nie doświadczyłem, jako dziecko”. Nie znając ewangelii, Romowie żyli w błędnym kole swoich  tradycji i zwyczajów. Ewangelia pokazywała im to, co było złe w ich życiu i wskazywała, jak można je zmienić.

Bergitka w Polsce

Nasze zaangażowanie w służbę wśród Romów na Ukrainie sprawiło, że zapraszano mnie do różnych kościołów, abym opowiedział o tej pracy. Służbą tą szczególnie interesowały się zbory, które same były oddane pracy wśród Romów w Polsce. W ten sposób zacząłem poznawać środowisko polskich Romów Bergitka w Nowym Targu, Zabrzu i Bystrzycy Kłodzkiej. W 2014 roku zrodziła się wśród nich inicjatywa dokonania przekładu Nowego Testamentu na język bergitka. Na początku sesje tłumaczeniowe odbywały się w Zabrzu, dokąd przyjeżdżali też Romowie z Szaflar i Bystrzycy Kłodzkiej. Później służba ta była kontynuowana tylko przez Romów z Szaflar, gdzie wiodącą rolę odgrywali Andrzej i Ola Mirga. Do tej pory przetłumaczono cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie i listy Jana.

Słowacja

O pracy na Słowacji piszę w odrębnym artykule. Tutaj tylko o niej wspominam.

Podróże

Moje podróże wiązały się z odwiedzinami w kościołach w celu prezentacji pracy misyjnej, wyjazdami na konferencje oraz na pola misyjne, gdzie odwiedzałem naszych misjonarzy. Pokonywałem samochodem średnio 40 tysięcy kilometrów rocznie. Kiedy pojawiły się tanie linie lotnicze, większość podróży zagranicznych odbywała się już samolotem. Przez cały ten czas Pan Bóg nas ochraniał i strzegł. Nie mieliśmy podczas wyjazdów misyjnych ani jednego wypadku, ani razu nie popsuło nam się auto. Początkowo jeździłem samochodem prywatnym, do czasu, aż kupiliśmy samochód dla BSM. Na przełomie XX i XXI wieku udało mi się nabyć auto, które było marzeniem wielu Polaków – VW Golf kombi turbo diesel. Kiedy wjeżdżałem nim na Ukrainę, słowaccy celnicy często się mnie pytali, czy nie boję się jechać nim na wschód. Pytałem, dlaczego? Bo tam takie auta kradną. Odpowiadałem im wtedy, że jadę do wiosek romskich i Romowie pilnują, aby nic mi się nie stało. W 2003 roku pojechałem nim na konferencję do Budapesztu i tam moje auto zostało skradzione. Wróciłem do domu pociągiem. Kilka miesięcy później moi znajomi z Niemiec podarowali nam starego Passata, który służył nam przez kolejne dwa lata. W 2005 roku otrzymaliśmy dar w postaci szesnastoletniego busa Mitsubishi L300. Do dnia dzisiejszego przejechaliśmy  nim ponad 200 tysięcy kilometrów i nadal sprawdza się dobrze podczas wyjazdów na Ukrainę i wschodnią Słowację. Do chwili obecnej odbyłem ponad 90 podróży na Ukrainę, a w ostatnich trzech latach, kilkanaście podróży do Romów na Słowacji. Czasem, aby wjechać albo wyjechać z Ukrainy, staliśmy na granicy po 5-8 godzin. Jednak największą przygodą misyjnego busa był wyjazd do Chakasji na Syberii w 2008 roku. Zrobiliśmy wtedy łącznie, tam i z powrotem, ponad 16 tysięcy kilometrów.

Największe radości

Niewątpliwie największą radością dla mnie osobiście jak i dla BSM było ukończenie przekładu Nowego Testamentu na język Tuaregów w Mali, na język Chakasów na Syberii i na język ludu Seimat na Papui Nowej Gwinei. Wraz z grupą innych osób z Polski  mogłem uczestniczyć w uroczystościach przekazania Nowego Testamentu Tuaregom w Mali w roku 2005 oraz ludowi Seimat na Papui Nowej Gwinei w roku 2014. Wielką radością było dla nas towarzyszenie i modlitwa o służbę Izy w Etiopii, którą dwukrotnie mogliśmy odwiedzić w Afryce.

Szczególnie bliska stała mi się służba wśród Romów na Ukrainie i obserwowanie przemian w wioskach romskich, będących rezultatem ewangelizacji i edukacji, wspieranych przez polskie kościoły.

Porażki

Jak już wspomniałem wyżej, nie wszyscy, którzy deklarowali, że chcą być misjonarzami, a którym pomogliśmy rozpocząć a nawet ukończyć różne szkolenia, wyjechali na misję. Przeżywałem takie sytuacje jako osobiste porażki.

Inna sprawa. Nie udało nam się dotrzeć z przesłaniem o misji jeszcze do wielu kościołów w Polsce. Może w pewnym momencie zabrakło mi śmiałości, inicjatywy i pomysłów? W tym temacie jest jeszcze wiele do zrobienia i modlę się o to, aby mojego sukcesora na stanowisku dyrektora Bóg obdarzył pomysłowością w docieraniu z wezwaniem misyjnym do wielu kościołów, które do tej pory nie angażowały się w tej dziedzinie.

Nowe czasy

Nadchodzą nowe czasy dla pracy misyjnej. Ewangelia, którą mamy zanieść do narodów się nie zmieniła i nigdy się nie zmieni. Mogą zmienić się formy i sposoby jej przekazywania. Kiedyś Słowo Boże było rozgłaszane tylko w formie ustnej. Potem pojawiło się pismo, radio, telewizja, techniki audio-wizualne, internet. Obecnie możliwości techniczne są ogromne, a Dobrą Nowinę można zapisywać na rozmaitych  nośnikach informacji. Misje będą potrzebować specjalistów, którzy przetłumaczone Słowo Boże zarejestrują na różne sposoby, dzięki którym będzie można dotrzeć tam, gdzie misjonarz obcokrajowiec nie będzie miał możliwości pojawienia się.

Pandemia

Rok 2020 przyniósł niespodziewane zmiany dla całego świata, w tym ograniczenia w możliwościach podróżowania i przebywania w innych krajach. Nie wiemy jak długo taki stan potrwa, ale jedno wiemy –  mimo, iż nam ludziom wymknęło się wiele rzeczy spod kontroli, to na pewno nie Bogu, który doprowadzi swój plan głoszenia ewangelii wszystkim narodom do końca. Możemy być też pewni obietnicy z Filipian 1:6: mając tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa.

Jeśli Bóg wypełni dobrze dzieło w nas, dopełni je też w swojej woli wobec wszystkich narodów i spełni się wizja, którą otrzymał apostoł Jan na wyspie Patmos, że przedstawiciele wszystkich nacji będą kiedyś wielbić Boga za zbawienie, które zgotował.

Potem widziałem, a oto tłum wielki, którego nikt nie mógł zliczyć, z każdego narodu i ze wszystkich plemion, i ludów, i języków, którzy stali przed tronem i przed Barankiem, odzianych w szaty białe, z palmami w swych rękach. I wołali głosem donośnym, mówiąc: Zbawienie jest u Boga naszego, który siedzi na tronie, i u Baranka.  Obj. Jana 7:9,10

Zanim to nastąpi, ewangelia musi być zaniesiona po krańce ziemi. Proszę o modlitwę, aby polskie kościoły miały jak największy udział w wypełnieniu się tej wizji.

Jerzy Marcol