Waldensi – misjonarze średniowiecznej Europy

Do napisania artykułu o waldensach zabierałem się już kilkakrotnie. Gromadziłem powoli teksty źródłowe, które miały dostarczyć mi stosownych informacji, ale kiedy odkryłem Historię Waldensów[1] szkockiego historyka kościoła imieniem James Aitken Wylie(1808-1890), który odwiedził Piemont we Włoszech w latach 50-tych XIX wieku, postanowiłem, że zanim napiszę artykuł, muszę odwiedzić tę miejscowość, gdzie żyli i nadal żyją waldensi. Okazja taka nadarzyła się w kwietniu 2011 roku, kiedy wraz z żoną i naszymi przyjaciółmi ze Szwajcarii mogliśmy spędzić kilka dni w dolinach zamieszkałych przez waldensów.

Obecnie głównym miastem waldensów jest Torre de Pellice, około 40 km na południowy zachód od Turynu. Tutaj ma swoją siedzibę Synod Kościoła Waldensów, jak również muzeum pokazujące historię ich życia i prześladowań. Kościół prowadzi też pensjonat, gdzie można przenocować. Ponadto w Torre de Pellice ma siedzibę włoski oddział Misji OM oraz Armii Zbawienia.

Torre de Pellice jest usytuowane w miejscu, gdzie rozchodzą się głębokie doliny wśród gór sięgających do 3000 metrów. Na początku kwietnia były one jeszcze pokryte bielusieńkimi czapami topniejącego śniegu, zasilające  strumienie z pieniącą się wodą, spadającą w dół licznymi wodospadami. A nad tym wszystkim błękit nieba. Krajobrazy po prostu bajkowe. I w takiej bajecznej scenerii miały kiedyś miejsce najbardziej potworne prześladowania chrześcijan, jakie zanotowały kroniki historii. Nie wszędzie udało nam się dojechać. Z powodu lawin skalnych zamknięta była droga do wioski Balziglia, upamiętniającej cudowne przetrwanie kilkusetosobowej grupywaldensów w zimie roku 1688/89.

Pochodzenie waldensów

Historia waldensów jest niesłychanie bogata. Według niektórych historyków, w tym i Wyliego, na którego będę się często powoływał, ruch waldensów był kontynuacją kościoła apostolskiego, zachowującego kluczowe elementy wiary i dyscypliny pierwotnej społeczności chrześcijańskiej

Mieszkając w odległych dolinach Alp Koptyjskich, pielęgnowali wiarę przekazaną przez pierwotny kościół, nie poddając się skażeniu doktrynalnemu, które rozlewało się na świat z papieskiego Rzymu.  Ich spokój skończył się w momencie, gdy papieże postanowili dokonać eksterminacji wszystkich ludzi, a nawet narodów, które nie chciały być im podległe albo ośmielały się krytykować ich postawę i nauczanie. Od czasu ustanowienia Inkwizycji na początku XIII wieku do końca XVII wieku przeciwko waldensom zorganizowano ponad 30 zbrojnych krucjat.[2]

Peter Waldo

Ważną postacią dla ruchu waldensów, powszechnie uważaną za założyciela, był bogaty kupiec z Lyonu, Peter Valdo, który około roku 1170 na skutek doświadczenia religijnego, podczas słuchania pieśni na kanwie historii z Nowego Testamentu śpiewanych przez wędrownego trubadura, postanowił rozdać swój majątek ubogim i wieść życie podróżującego po świecie ewangelisty, zachęcając do podobnego stylu życia innych. Aby uzdolnić ubogich do głoszenia ewangelii, zlecił przetłumaczenie Nowego Testamentu na język, którym mówiono w Lyonie i okolicy. Przekład ten został ukończony około roku 1180. Do naszych czasów zachowało się sześć kopii tego Nowego Testamentu. Jak pisze Wylie: „były to małe, poręczne książki, kontrastujące z opasłymi księgami łacińskiej Vulgaty, pisanymi pozłacanymi literami, bogato ilustrowanymi rycinami, z okładkami ozdobionymi kamieniami szlachetnymi, a które swoimi rozmiarami i zdobieniami służyły raczej temu, aby były podziwiane, a nie czytane przez ludzi.”[3] Przekład ten był wcześniejszy niż tłumaczenia na niemiecki, angielski, hiszpański, włoski czy francuski; używany przez waldensów mieszkających po stronie francuskiej, jak i włoskiej. Waldo wierzył w moc Słowa Bożego. Najpierw sprawił, aby było ono przetłumaczone na język powszechnie stosowany, a następnie zachęcał swoich naśladowców, aby głosili je po całej Europie, czym naraził się duchowieństwu katolickiemu, które uważało, że Słowo Boże może być głoszone tylko przez duchownych autoryzowanych przez kościół.

Według jednego z raportów z postępowania inkwizycyjnego znalezionych w archiwach kościelnych w Carcassonne we Francji, ruch znany pod nazwą „Biedaków z Lyon” został zapoczątkowany około roku 1170. Dokument ten wymienia człowieka imieniem Waldo, który był bogatym kupcem, ale wyrzekł się całego swego bogactwa … żył w ubóstwie i ewangelicznej czystości jak apostołowie. Wspomniany raport szyderczo mówi, że Waldo „czytał Słowo Boże bardzo często, nie rozumiejąc jego treści. Tak wezbrała w nim pycha, że zaczął uzurpować sobie prerogatywy Apostołów, zakładając, że wolno mu głosić ewangelię na ulicach, gdzie pozyskał wielu uczniów, po czym angażował ich, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, wysyłając ich dalej, aby również głosili”.

Z przytoczonego fragmentu widać, że osobom, które poznają Biblię i składają świadectwo o jej treści bez upoważnienia Kościoła hierarchicznego, przypisywano wtedy pychę i brak właściwego zrozumienia prawd wiary.

Dostęp do Pisma Świętego w języku powszechnie używanym stał się siłą waldensów, którzy budowali swą wiarę na skale Słowa, a nie na piasku ludzkich wymysłów. Waldensi nie zatrzymywali światła ewangelii tylko dla siebie, ale roznosili je po rozległych obszarach Europy. Sam Waldo zmarł około roku 1217 na terenie Bohemii (Czech)[4], co świadczy o jego służbie misyjnej daleko poza granicami Francji, skąd musiał uciekać, gdyż w 1215 roku został obłożony papieską ekskomuniką.

Szlachetna lekcja

Zdaniem niektórych historyków, najstarszy spis nauk waldensów znajdujemy w poemacie z XI wieku : La Nobla Leyczon(Szlachetna lekcja)[5]. Inni umieszczają go w XIV wieku. Lekcja ta świadczy o tym, że kardynalną prawdą wyznawaną przez waldensów była zastępcza śmierć Chrystusa i ułaskawienie na podstawie Jego sprawiedliwości. Lekcja mówi też, że waldensi wyznawali wiarę w Trójjedynego Boga, upadek człowieka, wcielenie Syna Bożego, ważność dekalogu, potrzebę Bożej łaski w czynieniu dobrych uczynków, konieczność uświęcenia, ustanowienie służb, zmartwychwstanie ciała i wieczną błogość nieba.[6]

Waldensi znani byli z nienagannego moralnie postępowania, co stało się treścią złośliwych wypowiedzeń ze strony ich wrogów. „Szlachetna lekcja” zawiera taki fragment:

„Jeśli jest człowiek, który pragnie miłować Boga i bać się Jezusa Chrystusa, który nie oczernia bliźnich, nie bluźni, nie przeklina, nie kłamie, nie cudzołoży, nie zabija, nie kradnie, nie mści się na swoich wrogach, to mówią o nim, że jest waldensem, i że godzien jest śmierci.”[7]

Niektóre elementy nauki waldensów z XIII i XIV wieku zrekonstruowano w oparciu o zachowane raporty z ich przesłuchań przez inkwizytorów. Początkowo wzywali do powrotu do „ewangelicznego ubóstwa” i prawa do głoszenia ewangelii przez wszystkich. Domagali się reform w kościele i krytykowali zbytek wyższego duchowieństwa. Jednak ekskomunikowani w 1184 i 1215 odrzucili autorytet papieża. Wypędzeni z Lyonu w 1184 roku schronili się w dolinach alpejskich. Wkrótce ich nauki były przyjmowane w Piemoncie i Lombardii po stronie włoskiej.

Nauka waldensów

Ich nauka rozwijała się przez studiowanie Biblii i bolesne kontakty z katolicyzmem, a ostateczny kształt otrzymała na Synodzie w Chanforan w 1532 roku, o którym piszę później.

Waldensi głosili między innymi, że podstawą wiary jest wyłącznie Biblia, że wszyscy  powinni ją czytać, a każdy mężczyzna czy kobieta, znający Słowo Boże, może być kaznodzieją. Uważali, że nabożeństwa mają być prowadzone w języku powszechnie używanym. Głosili, że wiara jest darem od Boga, msza katolicka nie ma żadnej wartości, odpusty są oszustwem, czyściec zaś jest wymysłem chciwych pieniędzy kapłanów i wszystkie działania dla „spokoju dusz zmarłych” są zbędne. Uważali, że Jezus jest jedynym pośrednikiem między Bogiem i ludźmi. Świętych należy naśladować, ale nie wolno ich czcić, gdyż cześć należy się jedynie Bogu; wszystko inne jest bałwochwalstwem. Traktowali Kościół rzymskokatolicki jako ten, który sprzeniewierzył się tradycji apostolskiej i nie ma żadnej władzy od Boga. Jedynymi sakramentami są chrzest i Wieczerza Pańska. Chrzest nieświadomego dziecka nie ma znaczenia.[8]

Nauka waldensów była śmiałym wyzwaniem dla papiestwa, zatem nie musimy się dziwić, że podjęło ono zdecydowaną walkę przeciwko nim i ich wpływom na Europę.

Organizacja kościoła

Kościół z alpejskich dolin w swojej prostocie i organizacji może być traktowany jako odbicie Kościoła z pierwszych wieków. Cały obszar zamieszkały przez waldensów był podzielony na zbory, w których  pastor prowadził wiernych do żywych wód Słowa Bożego. Jego zadanie polegało na głoszeniu Słowa, udzielaniu sakramentów, odwiedzaniu chorych, prowadzeniu katechezy młodzieży. W zarządzaniu zborem pomagała mu rada złożona ze świeckich. Synod całego kościoła spotykał się raz w roku. Składał się on ze wszystkich pastorów nazywanych barba oraz takiej samej liczby osób świeckich. Najczęstszym miejscem obrad były otoczone wysokimi szczytami odległe miejsca na końcu doliny Angrogna. Czasem w spotkaniu brało udział około150 pastorów i tyle samo świeckich. Spotkaniu przewodniczył wybrany z tego grona moderator, jako że urzędy i stanowiska wynoszące jedne nad drugich nie były wśród nich znane. Omawiano sprawy kościoła, stan duchowy wiernych, wznoszono własnymi słowami modlitwy i dziękczynienia do Boga. Spotkania odbywały się na otwartej przestrzeni, na porośniętych trawą stokach, a powagi zgromadzeniu nie dodawały wielobarwne szaty duchowieństwa i złocone dekoracje komnat, ale ośnieżone szczyty Alp.

Przygotowanie do służby

Podstawą nauczania młodzieży prawd o Bogu było Pismo Święte. Od tych, którzy chcieli się poświęcić w przyszłości służbie głoszenia Słowa, wymagano nie tylko studiowania Pisma, ale uczenia się na pamięć ewangelii i listów apostolskich, aby umieć je dokładnie cytować.

Szkoła biblijna, gdzie uczono się tekstów biblijnych, znajdowała się na końcu doliny Angrogna, w Pra del Torno. Jeszcze do połowy XX wieku do tego miejsca prowadziła tylko wąska ścieżka, gdyż wąwóz Roccaglia nie pozwalał na szerszą drogę. Z tego względu miejsce to było wybrane na lokalizację szkoły, jak również schronienie w okresach prześladowań. Dzisiaj można tam dojechać samochodem i spotkać się ze światem, gdzie czas zatrzymał się kilkaset lat temu.

Wszystkie domy w Pra del Torno są zbudowane z kamienia; nawet dachy  pokryto kamieniem. W jednym z pomieszczeń szkoły znajduje się duży, okrągły, kamienny stół, na którym leży Biblia Olivetana, o której piszę w dalszej części. Kiedyś przy tym stole uczyli się kandydaci na barbe, czyli na  duchowych  pasterzy dla lokalnych zborów.  W języku lokalnymbarbe znaczyło wujek, w odróżnieniu do duchownych katolickich, domagających się tytułowania ich ojcami. Barbe, zanim mogli rozpocząć służbę w zborze lokalnym, musieli przez co najmniej trzy lata wykonywać pracę misyjną, wędrując ustalonymi trasami po Europie jako kupcy, a jednocześnie jako ewangeliści i pastorzy zborów założonych przez siebie bądź innych barbe. Aby jednak zostać barbe, musieli najpierw skończyć szkołę biblijną, gdzie przez pierwsze dwa lata uczyli się na pamięć ewangelii i listów apostolskich, a potem przez następne dwa, od doświadczonych barbe, sztuki prowadzenia rozmów z różnymi ludźmi, aby ostatecznie podjąć temat zbawienia i ewangelii. Po takiej edukacji rozpoczynali służbę asystenta u boku doświadczonego barbe, wędrując z nim po różnych krajach, by uczyć się głosić ewangelię i poznać założone przez waldensów zbory. Po dwóch latach asystowania mogli podejmować samodzielne działania. Częścią szkolenia było również przepisywanie Nowego Testamentu albo jego fragmentów, jako że były to czasy przed wynalezieniem druku.

Służba misyjna

Waldensi docierali z ewangelią do różnych miejsc w Europie, co widać na załączonej mapie, pokazującej, gdzie odbyły się przeciw nim procesy inkwizycyjne. Docierali do Szwajcarii, Bawarii, Turyngii, Brandenburgii, Austrii, Bohemii (Czech), na Śląsk i Pomorze, do Polski, Holandii, Hiszpanii, Francji i Włoch. Zakres ich oddziaływania był, jak na tamte czasy, olbrzymi. Mimo prześladowań kontynuowali służbę niesienia światła ewangelii do pogrążonej w mrokach Europy.

Niebezpieczeństwa – inkwizycja

Nie trzeba dodawać, że posiadanie Pisma Świętego podczas wędrowania po Europie narażało waldensów na wielkie ryzyko. Każda rewizja towaru mogła doprowadzić do ujawnienia Biblii, a to oznaczało wyrok spalenia na stosie, gdyż na mocy postanowienia Soboru w Tuluzie w roku 1229 Biblia została umieszczona w indeksie ksiąg zakazanych. Za jej posiadanie i rozpowszechnianie groził wyrok śmierci. Kilkanaście lat wcześniej, bo w roku 1215, IV Sobór Laterański ustanowił inkwizycję episkopalną, to znaczy, że każdy biskup miał podejmować działania w celu wykrycia występowania herezji w jego diecezji, aby ją zniszczyć[9]. Na tym samym Soborze Kościół katolicki przyjął naukę o transsubstancjacji jako oficjalną doktrynę. Kto jej nie uznawał, stawał się automatycznie heretykiem ściganym przez inkwizycje episkopalne.

Początki inkwizycji

Waldensów wyruszających w świat czekało wiele niebezpieczeństw przygotowanych z inicjatywy papiestwa. Mimo to docierali z ewangelią aż na ziemie czeskie i śląskie. W roku 1315 w Świdnicy spalono na stosie przeszło 50 waldensów[10]. Około roku 1392 w Szczecinie odbył się proces przeciwko 400 członkom tego ugrupowania.[11]

W XIV wieku głównym ruchem zwalczanym przez inkwizycję byli waldensi, których skupiska znajdowały się przede wszystkim w Alpach francuskich i w Piemoncie, a nadto w Austrii, Czechach, na Śląsku oraz we wschodnich Niemczech. Ich obecność była prawdopodobnie głównym powodem rozszerzania działalności inkwizycji na wschodnią Europę. Początkowo procesy wytaczane im w tej części Europy były dziełem inkwizycji biskupiej (w Austrii ok. 1266 i 1311–15, na Śląsku w 1315), jednak w 1318 papież Jan XXII mianował papieskich inkwizytorów dla Czech i Polski. W latach 30-tych i 40-tych XIV wieku praski inkwizytor Gallus z Neuhaus prowadził zakrojone na dużą skalę śledztwo przeciwko waldensom, które mogło objąć nawet kilka tysięcy osób. Z kolei przełom XIV i XV wieku to okres wzmożonych represji przeciw nim w Brandenburgii, na Pomorzu, w Turyngii, Austrii, Czechach i na Węgrzech. W ciągu kilkunastu lat kilka tysięcy waldensów stanęło przed inkwizytorami: Piotrem Zwickerem, Marcinem z Ambergu i Henrykiem Angermeierem. Ich działalność doprowadziła do załamania potęgi waldensów w Europie Wschodniej, jednak procesy przeciwko nim w tej części Europy zdarzały się jeszcze w drugiej połowie XV wieku.[12]

Prześladowania

Niebezpieczeństwa groziły nie tylko tym, którzy służyli jako misjonarze. Historycy wyliczyli, że przeciwko waldensom, zamieszkującym doliny Alp Koptyjskich rozciągających się pomiędzy Grenoble we Francji a Turynem po stronie włoskiej, podjęto ponad trzydzieści razy brutalne prześladowania w celu ich wytępienia bądź zmuszenia do przejścia na katolicyzm. Czasami prześladowanym dobrodusznie dawano możliwość wyboru: albo msza, albo śmierć. Waldensi na ogół wybierali śmierć. Mszę traktowali jako bluźnierstwo wobec doskonałej ofiary Jezusa złożonej na krzyżu.

Najgorsze prześladowania dotknęły waldensów w latach 1400, 1487, 1561, 1655, 1685.

Jedno z pierwszych prześladowań spadło na waldensów około roku 1332 za sprawą papieża Jana XXII, który postanowił zrealizować wcześniejsze postanowienia Innocentego III z Soboru Laterańskiego w 1215 i nakazał inkwizytorom wytępić heretyków z piemonckich dolin Lucerny i Perosy.

W roku 1352 papież Klement VI nakazał biskupowi Embrum, któremu wysłał do pomocy franciszkańskiego mnicha i inkwizytora, oczyszczenie z herezji  regionów sąsiadujących z jego diecezją. Świeccy władcy tych terenów oraz władze miast były wezwane do udzielenia pomocy w tych działaniach. Papież w swoich nakazach nie ograniczył się do terytorium Piemontu. Ponaglił delfina, Karola Francuskiego, jak również Ludwika, króla Neapolu, aby wyśledzili i ukarali wszystkich poddanych, którzy odeszli od wiary katolickiej.

Na szczęście gorliwość papieży w eksterminacji heretyków nie zawsze była podzielana przez władców świeckich, na których terytoriach żyli, gdyż należeli oni do najbardziej przedsiębiorczych i spokojnych poddanych. Z jednej strony chcieli być posłuszni poleceniom papieża, ale z drugiej – czuli naturalną odrazę do poniesienia strat, jakim byłoby wymordowanie kwiatu społeczeństwa. Ponadto książęta, często zajęci wojnami między sobą, nie byli zainteresowani prowadzeniem wojen na rzecz papieża.

Prześladowania wobec waldensów nie ustały nawet w okresie schizmy papieskiej, kiedy to w latach 1378-1417 było najpierw dwóch, a potem trzech papieży, którzy nie tylko miotali klątwami na siebie nawzajem, ale nadal z wielką gorliwością wydawali bulle wzywające do walki z heretykami. Jeden z inkwizytorów papieskich imieniem Borelli uprowadził około 150 mężczyzn, ponadto kobiety, dziewczęta, a nawet dzieci i spalił ich żywcem w Grenoble[13].

Rzeź w Boże Narodzenie roku 1400

Wielka tragedia dotknęła waldensów w dolinie Pragelas pod koniec roku 1400. Nadeszły święta Bożego Narodzenia i mieszkańcy tej doliny nie spodziewali się już żadnego ataku ze względu na śniegi, które broniły do nich dostępu. Nie docenili morderczych zamysłów swego prześladowcy Borelliego, który wtargnął do ich doliny na czele armii, z myślą dokonania całkowitej zagłady jej mieszkańców. Zaskoczeni atakiem uciekali w góry, niosąc ze sobą niemowlęta, dzieci, starców i chorych, nie chcąc nikogo zostawiać na pastwę prześladowców. Ci, których dopadli żołnierze, byli brutalnie mordowani. Główna część uciekinierów wspinała się w kierunku przełęczy Macel, aby przedostać się do doliny San Martino. Tam zastała ich mroźna noc, której większość nie przeżyła. W objęciach zamarzniętych matek zamarzło ponad pięćdziesiąt niemowląt.

Krucjata roku 1488

W roku 1484 na tron papieski wstąpił Innocenty VIII, wzorując się na swoim imienniku Innocentym III, który w roku 1209 ogłosił krucjatę przeciwko albigensom i doprowadził do ich wytępienia we Francji, w roku 1487 podjął działania mające na celu wytępienie waldensów, wydając stosowną bullę określającą heretykami tych, których przeznaczył na rzeź. Ludziom tym nie zarzuca się bezprawia, nieuczciwości czy zbrodni; ich grzech polegał na tym, że nie byli poddanymi biskupa Rzymu i nie oddawali czci Bogu tak, jak czynił to Innocenty VIII. Pisał w bulli, że ta „obrzydliwa sekta złośliwych wrzodów, która wiedzie życie w udawanej świętości, jeśli nie wróci do Kościoła [katolickiego], zostanie zmiażdżona jak jadowite węże.”[14]

Dla wypełnienia tej bulli papież wyznaczył Alberta Cataneo, swego legata, powierzając mu wszelkie stosowne pełnomocnictwa oraz pisma do wszystkich książąt i zwierzchności, w których dominiach mieszkali waldensi. Papież wzywał Karola III, króla Francji, oraz Karola II, księcia Savoy, do udzielenia wszelkiej pomocy zbrojnej potrzebnej do wykonania postanowień bulli. Ponadto Innocenty VIII zapraszał wszystkich katolików do wzięcia na siebie krzyża przeciwko heretykom i, aby zachęcić do tego pobożnego dzieła, „zwalniał ich od wszelkich kar i zobowiązań nałożonych przez Kościół; zwalniał uczestników krucjaty od wypełnienia wszelkich przysiąg, nadawał im prawo własności wszelkich majątków, które nabyli nielegalnie oraz odpuszczał im wszystkie grzechy włącznie z tymi, które mogliby popełnić w związku z zabijaniem heretyków. Bulla anulowała wszelkie kontrakty podpisane przez katolików z waldensami, których wzywała do opuszczenia swoich domostw, zabraniała komukolwiek udzielania im pomocy i upoważniała uczestników krucjaty do przejmowania na własność ich majątków.”

Król Francji wraz z księciem Savoy przystali na wezwanie Watykanu. W pośpiechu zorganizowali armię ludzi gotowych walczyć w tej świętej sprawie. Wkrótce liczna armia wyruszyła w góry, aby oczyścić je z heretyków. Wraz z armią, liczącą 18,000 żołnierzy, podążała wielka rzesza ochotników „żądnych przygód nierobów i włóczęgów, ambitnych fanatyków, bezwzględnych rabusiów, bezlitosnych zamachowców, zgromadzonych ze wszystkich stron Italii.”[15]

Przygotowania do krucjaty trwały do czerwca 1488 roku. Jedna część armii, oddział piemoncki, dowodzony przez legata papieskiego Cataneo, skierował się do dolin od strony włoskiej. Druga część, oddział francuski, na czele z lordem La Palu, wyruszyła od północy, aby zaatakować waldensów zamieszkałych w Delfinacie. Dwie armie zbliżały się do dolin, w których od wieków świeciło światło ewangelii, z zamiarem zgaszenia go raz na zawsze. Obie armie miały się ostatecznie spotkać w dolinie Angrogna, aby tam zadać ostateczny cios.

Lord La Palu wraz ze swoimi żołnierzami wszedł do doliny Loyse. Jej mieszkańcy na widok zbliżającego się wojska rozpoczęli ucieczkę. Niosąc starszych i dzieci oraz pośpiesznie zebraną żywność, pędząc swoje stada przed sobą, rozpoczęli wspinaczkę stokiem Mount Pelvoux, wznoszącym się ponad 2000 metrów ponad dolinę. Ci, którzy zostali złapani, byli natychmiast zabijani. W połowie drogi w górę znajdowała się olbrzymia jaskinia o nazwie Aigue-Froid. Przed wejściem do niej była skalna półka, a pod nią urwisko, które trzeba pokonać, aby dotrzeć do jaskini. Waldensi schronili się tutaj. Kobiety, dzieci i starców umieszczono w jaskini, podczas gdy mężczyźni mieli bronić do niej dojścia. Jednak La Palu kazał żołnierzom spuścić się na linach od góry, co zupełnie zaskoczyło obrońców, którzy zostali łatwo pokonani. Żołnierze La Palu zdobyli wejście do jaskini, podczas gdy reszta obrońców schroniła się w środku, aby tam kontynuować obronę. La Palu kazał zebrać wszelkie dostępne drewno i zapalić je przed wejściem. Dym zaczął kłębami wciskać się w głąb jaskini. Uwięzieni w środku mieli dwie możliwości, albo uciec na zewnątrz, gdzie czekała ich śmierć od miecza, albo zostać w środku, gdzie czekała ich śmierć na skutek uduszenia. Większość wybrała śmierć przez uduszenie. Kiedy na koniec zbadano wnętrze jaskini, znaleziono w niej zwłoki 400 niemowląt w objęciach swoich zmarłych matek. Łącznie zginęło tam ponad 3000 waldensów, w tym cała ludność doliny Val Loyse. Z polecenia legata Cataneo majątki zabitych zostały rozdane włóczęgom, którzy towarzyszyli wojsku. Kościół waldensów po francuskiej stronie doliny został zniszczony raz na zawsze.[16]

Straszny cios, jaki spadł na mieszkańców doliny Loyse, spowodował, że mieszkańcy sąsiednich dolin, Argentiere i Fraissiniere, również przeznaczeni na rzeź, postanowili się bronić, budując barykady u wejść do swoich dolin. Żołnierze zrezygnowali z natarcia i poszli do innych dolin, mordując, łupiąc i paląc po drodze wszystkich i wszystko. Przeszli przez góry na stronę włoską do doliny Pragelas.

Kiedy armia francuska pod wodzą La Palu weszła do Pragelas, miejscowa ludność była zajęta żniwami. Widząc nadchodzące wojsko mieszkańcy w panice zostawiali wszystko i uciekali w góry. Tych, których złapano, zabijano. Domy podpalano. Nawet okoliczne jaskinie nie dawały pewnego schronienia.  Barbarzyńskich zbrodni popełnionych przez armię francuską na ludności Pragelas trudno opisywać. Po początkowym zaskoczeniu mieszkańcy zaczęli się skutecznie bronić, zadając agresorom ciężkie straty i zmuszając do ucieczki.

Ludność Pragelas została dotknięta tragedią w Boże Narodzenie 1400 roku, a następnie zaatakowana w 1488. Pomimo tych wydarzeń waldensi nadal rozwijali w niej życie zborowe. Do momentu odwołania Edyktu Nantejskiego w 1685 w dolinie Pragelas i w odchodzących z niej dolinach było 11 parafii, 18 kościołów i 64 miejsc, gdzie codziennie rano i wieczorem zgromadzano się po domach na modlitwę i śpiewanie pieśni ku chwale Boga. Stąd ewangelia była niesiona do Francji jeszcze przed XV wiekiem[17], mimo że przeciwnicy robili wszystko, aby zniszczyć tutaj życie duchowe oparte na Piśmie Świętym.

Działania wojsk od strony włoskiej

Wojskami tymi dowodził legat papieski Cataneo. Nie odniosły one takich „sukcesów” w eksterminacji waldensów, jak oddziały La Palu. Większości mieszkańców udało uciec się w góry, do których dostępu broniły wąwozy i wąskie przejścia, które mogły być bronione przez zaledwie kilka osób. Jeden z oddziałów Cataneo, liczący około 700 żołnierzy, został całkowicie rozbity. Uratował się tylko jeden żołnierz, którego waldensi opatrzyli, nakarmili i odesłali do dowódcy z prośbą, aby zostawił ich w spokoju, ale prośba została zignorowana. Wojska Cataneo nadal penetrowały doliny, niszcząc domostwa tych, którzy uciekli w góry. Jednym z miejsc, gdzie schronili się mieszkańcy, było Pra del Torno na końcu doliny Angrogna. Prowadził tam wąski wąwóz i ścieżka nad kilkusetmetrową przepaścią. Żołnierze wypatrzyli to przejście i postanowili z niego skorzystać. Wydawało się, że zagłada mieszkańców jest nieunikniona, ale stało się coś nieoczekiwanego. Kiedy żołnierze Cataneo weszli do wąwozu, z gór zeszła bardzo gęsta mgła, która sparaliżowała działania wojska.

Waldensi odebrali tę mgłę jako interwencję Opatrzności. W ten sposób Bóg dodał im otuchy i odwagi do walki przeciw wojsku, które utknęło w wąwozie. Wspinając się na skały ponad wąwozem, znanymi sobie ścieżkami, zaczęli zrzucać na żołnierzy olbrzymie głazy, strącające atakujących w przepaść. Niektórzy waldensi zeszli do wąwozu i zaatakowali żołnierzy, zadając im skutecznie ciosy, którzy próbując uciekać, strącali się nawzajem w przepaść.[18]

Działania przeciwko waldensom trwały cały rok. Ich domy były palone, pola dewastowane, wszelkie dobra łupione; wiele osób zginęło w strasznych męczarniach. Jednakże najeźdźcy również ponieśli straty. Spośród 18,000 tysięcy żołnierzy, którzy brali udział w krucjacie, niewielu wróciło do domu. Ich kości zasłały zbocza gór Piemontu. Waldensi prowadzili przeciwko nim działania partyzanckie, często atakując ich kamieniami z góry w wąskich wąwozach. W ten sposób armia Cataneo została doszczętnie rozbita.

Z upływem czasu zmieniło się nastawienie księcia wobec mieszkańców dolin. Wysłał do nich prałata, aby zapewnić ich o swojej dobrej woli i chęci spotkania się z ich przedstawicielami. Do Turynu udało się dwunastu szanowanych członków społeczności, którzy złożyli przed księciem odważne świadectwo swojej wiary. Książę wyznał, że dał się zwieść fałszywym wieściom o nich, pozwalając na krucjatę przeciwko nim. Zażądał też, aby mu pokazano dzieci waldensów. Kiedy sprowadzono dwanaście niemowląt z ich matkami, książę zobaczył zdrowe twarzyczki, z jasnymi oczkami. Widok ten zdziwił go, gdyż mówiono mu, że „dzieci waldensów są potworkami, z jednym okiem na środku czoła, że mają czarne zęby i inne deformacje ciała”[19].

Książę Karol II, wtedy dwudziestoletni, odesłał delegatów waldensów z powrotem do dolin z obietnicą, że nie będą nękani w przyszłości. Za jego życia zbory w dolinach cieszyły się swobodą i odpoczywały przed następnymi falami prześladowań.

Presje i kompromisy

Książę Savoy złożył szczerą obietnicę, że waldensi mają prawo do życia w spokoju, jednak jej spełnienie nie leżało do końca w jego mocy. Miał władzę ku temu, aby nie pozwolić armii, jaką dowodził Cataneo, do prowadzenia krucjat w dolinach. Nie był jednak w stanie ochronić ich przed działaniem inkwizytorów i duchowieństwa katolickiego osiedlającego się w dolinach. Dochodziło do porywania podróżujących jako kupcy waldensów, aby postawić ich przed sądem inkwizycji w Rzymie:  „W celu zapewnienia sobie ochrony przed wszelkimi szykanami podczas podróżowania musieli otrzymać od księży, którzy zamieszkali w ich dolinach, zaświadczenie o posłuszeństwie wobec papieża. Aby uzyskać takie zaświadczenie, musieli udać się do katolickiej kaplicy, wyspowiadać w konfesjonale, wziąć udział w mszy oraz dać ochrzcić swoje dzieci przez katolickiego księdza.”[20] Większość tych konwersji była robiona tylko po to, aby móc podróżować w celach handlowych, jednakże postawy kompromisu miały poważny wpływ na życie duchowe waldensów. Potrzebne było przebudzenie, które przyszło wraz z reformacją.

Reformacja

Reformacja oddziaływała już na wiele krajów Europy, zanim wieść o niej dotarła do odległych dolin Piemontu. Kiedy waldensi usłyszeli o reformacji, „byli jak ci, którzy śnią”. W celu poznania prawdy wysłali pastora Martina z doliny Lucerna z misją zbadania sprawy. Powrócił z niej w 1526 roku, przynosząc wieści, że światło starej ewangelii rozbłysło w Niemczech, w Szwajcarii i Francji, i codziennie wzrastała liczba tych, którzy otwarcie wyznawali te same zasady wiary, które były pielęgnowane przez waldensów od niepamiętnych czasów. Na poparcie tego, co mówił, przedłożył księgi, które otrzymał w Niemczech, zawierające poglądy reformatorów.[21]

Z kolei waldensi z północnej strony Alp wysłali w roku 1530 dwóch delegatów do Szwajcarii, którzy przedłożyli przedstawicielom reformacji szwajcarskiej dokument spisany po łacinie, zawierający zasady wiary i dyscypliny kościoła waldensów, prosząc o aprobatę albo korektę.

Przybycie przedstawicieli waldensów wywołało wielką radość reformatorów w Bernie, którzy przyjęli ich jako braci w wierze. Przez wieki Kościół wyznający wiarę apostołów cierpiał prześladowania, a jednak jego członkowie nie zostali do końca spaleni na stosach inkwizycji. Czyż nie było to pocieszeniem dla tych, którzy dopiero wchodzili na drogę prześladowania, zobaczyć tych, którzy je przetrwali? OEcolampadius napisał w październiku 1530 roku do zborów w Prowansji – „Dziękujemy naszemu łaskawemu Ojcu, że powołał was do tak wspaniałej światłości, w tych wiekach, kiedy gęsta ciemność pokryła prawie cały świat pod władaniem antychrysta. Kochamy was jako braci w wierze.” Tylko jeden z delegatów wrócił do Prowansji, drugi został schwytany przez inkwizytorów i spalony na stosie.

Synod w 1532 roku

Dokumenty, które przywiózł, spowodowały dyskusję wśród waldensów czy mają przyjąć zasady reformacji, czy też pozostać przy swojej tradycji, tym bardziej, że reformatorzy zachęcali ich do zmiany pewnych doktryn oraz dyscypliny kościelnej. Większość była za tym, aby przyjąć zasady reformacji. Aby omówić istniejące różnice pomiędzy Kościołem waldensów a reformatorami zwołano synod Kościoła. Miał on miejsce w październiku 1532 roku w dolinie Angrogna, w miejscu zwanym Chanforans. Obrady odbyły się pod otwartym niebem, a miejsce spotkania jest upamiętnione obeliskiem.

W synodzie, oprócz pastorów i delegatów świeckich ze zborów waldensów, wzięli udział przedstawiciele reformatorów ze Szwajcarii: William Farel, Anthony Saunier i Robert Olivetan, a nawet delegaci z Czech.

Synod obradował przez sześć kolejnych dni, podczas których omówiono wszystkie artykuły wiary oraz zredagowano „Krótkie wyznanie wiary”.

Lampa, która powoli przygasała, po tym synodzie rozbłysła na nowo. Waldensi wrócili do szczerej wiary swoich przodków i wyznawali ją z nową gorliwością. Przestali brać udział w mszach w celu uzyskania świadectwa pozwalającego im na handel, podróżowanie i unikanie prześladowania.

Tłumaczenie Biblii na francuski

Synod w Chanforans w 1532 roku podjął uchwałę, aby pokryć koszt przetłumaczenia Biblii na język francuski. Wykonanie tego zadania powierzono Robertowi Olivetanowi, kuzynowi Kalwina, który dokonał przekładu w bardzo szybkim czasie. Biblia została wydrukowana już w roku 1535 w Neuchatel. Jego przekład jest nazywany Biblią Olivetańską.

Cały koszt druku został pokryty przez waldensów, którzy zebrali na ten cel 1500 złotych koron. W ten sposób waldensi, którzy przez wieki przepisywali fragmenty Słowa Bożego, jakie mieli w swoim języku i roznosili je po wielu krajach Europy, przyczynili się do przetłumaczenia Biblii na język francuski.[22]

Tłumacz Biblii, Pierre Robert Olivétan

Warto zwrócić uwagę na tłumacza Biblii na francuski. Urodził się około roku 1506, zmarł w 1538, czyli żył tylko 32 lata. Pochodził, podobnie jak jego młodszy o trzy lata kuzyn Kalwin, z północnej Francji. W latach 1526/27 studiował na Wydziale Prawa w Orleanie, skąd musiał uciekać, będąc podejrzany o sprzyjanie herezji. W kwietniu 1528 roku przybył do Strassburga, gdzie rozpoczął przygotowania do tłumaczenia Biblii, ucząc się języków biblijnych: hebrajskiego i greki. W 1531 roku pracował jako nauczyciel w Genf, skąd musiał uciekać, gdyż groziło mu spalenie na stosie za sprzyjanie reformacji. Wraz z Farelem brał udział w synodzie w Chanforan w październiku 1532 roku. Synod ten powierzył mu przetłumaczenie Biblii na francuski. Olivétan miał wtedy 26 lat. Zadanie wykonał w okresie niecałych trzech lat. Biblia była wydana w Neuchatel już w maju w 1535 roku. W 1538 roku wyruszył w podróż do Włoch, gdzie zmarł w Ferrarze, w tajemniczych okolicznościach (prawdopodobnie został otruty). [23] Żył krótko, ale jego dzieło przetrwało wieki. Podobnie jak Dawid (Dzieje 13:36), wykonał służbę, którą Pan Bóg dla niego zamierzył w pokoleniu, wśród którego żył.

Kolejne prześladowania

Historycy szacują, że w roku 1555 w dolinach Piemontu mieszkało około 40 tysięcy waldensów, wśród których pracowało 30 pastorów. Kiedy wydawało się, że Kościół ten będzie mógł się swobodnie rozwijać, nastąpił niespodziewany cios.

3 kwietnia roku 1559 Francja, Savoy i Hiszpania podpisały traktat w Cateu-Cambreis, w którym postanowiły wytępić heretyków. 13 lutego wydano edykt zabraniający waldensom słuchania pastorów oraz nakazujący udział w mszy. Za zgodą Filipa, księcia Savoy, nastąpiło wznowienie działań inkwizycyjnych.

Do doliny Lucerny wkroczyła czterotysięczna armia, a na waldensów spadło kilkanaście lat strasznego terroru.  Prześladowania były ponawiane wielokrotnie przez ponad 100 lat, a najgorsze, które skończyły się niemal ich całkowitą eksterminacją, miały miejsce po odwołaniu Edyktu Nantejskiego w 1685 roku. Jednak tej części historii waldensów, po przyjęciu reformacji w roku 1532, chciałbym poświęcić odrębny artykuł.

Podsumowanie

Ruch waldensów pojawił się na europejskiej scenie w momencie, kiedy papiestwo wprowadzało nauki, które stały się kością niezgody w świecie chrześcijańskim. Zamiast głoszenia Słowa Bożego w języku powszechnie używanym przez ludzi, wprowadzono obowiązek udziału w obrzędach odprawianych w niezrozumiałym języku, po łacinie. Więcej, Biblię uznano za księgę zakazaną, a za jej posiadanie groziła śmierć na stosie.

W miejsce wiary w skuteczność doskonałej ofiary krzyża, złożonej raz na zawsze przez bezgrzesznego Jezusa, wprowadzono wiarę w skuteczność ofiar mszy sprawowanych codziennie w tysiącach miejsc przez katolickich kapłanów, (co obowiązuje do dzisiaj – Art. 1128 współczesnego Katechizmu Katolickiego).

W miejsce Jezusa, jako arcykapłana na wieki ustanowionego przez Boga, powołano katolickich kapłanów sprawujących ofiarę mszy. Ostatecznie papież Bonifacy VIII ogłosił w 1302 roku, że rzeczą konieczną do zbawienia jest poddanie się pod zwierzchnictwo biskupa Rzymu.

Wprowadzaniu tych nowych praktyk i nauk, których nie znał pierwotny Kościół, towarzyszyło ustanowienie inkwizycji jednoczącej władze kościelne ze świeckimi w tropieniu i karaniu osób, które nie chciały zaakceptować tych nauk ani poddać się pod władzę papiestwa.

Polaryzacja teologiczna

Wprowadzaniu nowych nauk przez papiestwo towarzyszy silna polaryzacja teologiczna. Z jednej strony mamy małą grupę ludzi, uzbrojoną w Słowo Boże i odwagę do jej głoszenia po całej Europie, a z drugiej, zjednoczone władze kościelne i świeckie, uzbrojone w ludzkie prawa, wraz z wszelkimi środkami najbardziej brutalnej przemocy, aby tropić i zwalczać tych, którzy trzymali się ewangelii.

W tym trudnym dla Europy okresie historii Pan Bóg zachował swoją resztkę, która trwała w naukach głoszonych przez apostołów i nie zatrzymywała ich dla siebie, ale podejmowała działania, aby światło ewangelii nie zgasło w Europie. Pomimo grożących im niebezpieczeństw waldensi byli misjonarzami w średniowiecznej Europie niosącymi ewangelię do różnych narodów. Wielu z nich nigdy nie wróciło z podróży misyjnych. Płonęli na stosach bądź ginęli w inny sposób. Jednak światło ewangelii przetrwało i w pewnym momencie, za sprawą reformatorów, rozbłysło jasnym blaskiem w wielu krajach Europy. Pan Bóg powołał do życia nowe pokolenia świadków, ale to nie znaczy, że odstawił na bok tych, którymi posługiwał się do tej pory. Z kolei przeciwnicy ewangelii podejmowali działania, aby zgasić nie tylko nowe światła, ale również te, które zwalczali od wieków. Waldensów czekały jeszcze straszne prześladowania, ale przetrwali i nadal działają misyjnie nie tylko we Włoszech, ale również w wielu krajach świata.

Kilka obserwacji o waldensach

Na koniec chcę przytoczyć jeszcze kilka obserwacji o waldensach zebranych przez Dennisa McCalluma:

Główną cechą waldensów, odróżniającą ich od monastycznych idealistów tamtych czasów, było to, że nie skupiali się na swojej pobożności, ale starali się docierać do innych z przesłaniem ewangelii.

Waldo był inny niż większość zwolenników ubóstwa. Jego śluby nie zaprowadziły go do klasztoru i życia w kontemplacji. Był zwykłym obywatelem wśród ubogich i takim postanowił zostać.

Dla Ubogich (z Lyonu) więzi jedności nie leżały w sakramentach, ale w wypełnianiu misji apostolskiej. Charakter chrześcijański przejawiał się w okazywaniu miłości i w troski o innych braci.

Każdy z nich, starzy czy młodzi, mężczyźni czy kobiety, dniem i nocą nie przestają się uczyć i nauczać innych.

Mimo prześladowań waldensów przybywało w zaskakującym tempie. Ich wzrost wydaje się być rezultatem systematycznego podziemnego uczniostwa i świadectwa:

… mężczyźni i kobiety, wielcy i mali, nie przestają się uczyć i nauczać innych; rzemieślnik, który pracował cały dzień, wieczorem naucza innych albo sam się uczy… Jeśli ktoś uczył się przez siedem dni, już szuka kogoś, kogo mógłby uczyć i pociągnąć za sobą. Jeśli ktoś szuka wymówki, mówiąc, że nie potrafi się uczyć, mówią mu: „Ucz się jednego słowa dziennie, a po roku będziesz znał ich ponad trzysta i zrobisz postępy.”[24]

Jerzy Marcol